Przejdź do głównej zawartości

Halicz i Iwano-Frankowsk

19 kwietnia, czwartek.
Nigdy nie należy jechać przez Ukrainę nocą: drogi przeraźliwie dziurawe, samochody prześcigają się w oślepianiu mocą reflektorów, drogowskazy praktycznie nie istnieją, a te które zdecydowano się tam czy tu jednak ustawić nie są odblaskowe, w nocy do odczytania po uprzednim zatrzymaniu się, czyli taki osobliwy nocny znak stop.
Z tego to powodu nie dotarłyśmy do miejsca noclegu po rumuńskiej stronie granicy. Około północy zatrzymałyśmy się w Czerniowcach w pierwszym napotkanym hotelu. Keiser to bardzo lubiana tutaj nazwa. Ukraińcy czują wyraźną miętę do czasów austro-węgierskich. W Galicji żyło się chyba lepiej niż znośnie. Drogi z pewnością były lepsze od obecnych, brukowane solidną kostką bazaltową.


 

 


W kolejnym dniu swojej podróży obejrzałyśmy pospiesznie katedrę ormiańską we Lwowie, która jest absolutnym hitem, wszystkim co najlepszego mogła wydać kultura ormiańska już XIV wieku kiedy Ormianie stawiali swój kościół za czasów i z wyraźną aprobatą polskiego króla Kazimierza Wielkiego, aż do tego co nas najbardziej zachwyca w sztuce polskiej 20lecia międzywojennego. 

Mamy tu świetnie zachowane średniowieczne prezbiterium z autentycznymi freskami i mozaiki projektowane przez Józefa Mehoffera oraz freski genialnego Jana Henryka Rosena. Ten ostatni wyjechał niestety do Ameryki po tym jak je namalował.




W Haliczu miałyśmy za zadanie zobaczyć 'relikty świetności dawnej stolicy Rusi Halickiej',

ale nie udało nam się wejść na wzgórze zamkowe, ani zwiedzić skansenu, czy jednego z dwóch zachowanych w Europie cmentarza karaimskiego. Zjadłyśmy za to bardzo dobry obiad w sali bankietowej Dniestr przy rynku za 100 hrywien. Zachwyciłyśmy się spokojem tego miejsca i serdecznością ludzi, a zamek, a raczej jego zrekonstruowany fragment, podziwiałyśmy z daleka.

Iwano-Frankowsk miał przyjemnie nas zaskoczyć, `z każdym krokiem i każdym kolejnym zaułkiem miasto miało odkrywać przed nami swój urok'.  Rzeczywiście byłyśmy zaskoczone w szczególności ratuszem, który `zrobił wrażenie swoją architekturą' - byłyśmy zbulwersowane.
Nakręciłyśmy nawet dwa filmy 'Błękit Iwanofrankowska' oraz `Atak toreb`.
Absolutnie serio to zachwyciłyśmy się wspaniałym, barokowym kościołem ormiańskim. Zachodzące słońce podkreślało dodatkowo wszystkie walory jego harmonijnej fasady.
Niestety nie udało nam się wejść do środka. Byłyśmy za to w cerkwi przy Rynku, której fasada nie koniecznie zachwyca, ale jak większość cerkwi hipnotyzuje wnętrzem.

 

 

 

 

 

 

 






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sibiu i droga do Oradea

25 kwietnia, czwartek Zatrzymałyśmy się przedwczoraj wieczorem w hostelu Smart na starówce w Sibiu (dwuosobowy pokój 120 lei)- historycznym i urokliwym mieście. Dojechałyśmy tam z Bukaresztu częściowo autostradą A1 i to było miłe doświadczenie i od Pitsti drogą krajową nr 7 i przy tej drodze zobaczyłysmy tę brzydszą twarz Rumunii - biedne wioski z rozsypującymi się starymi chałupami i chałupkami, skądinąd o bardzo ciekawej architekturze, a obok nich na prędce sklecone, pustakowo-betonowe i nieotynkowane, nowe kurioza. Droga krajowa przeważnie mocno patchworkowa, a na niej wozy cygańskie i pełno wałęsających się psów. W hostelu kuchnia pełna międzynarodowego towarzystwa: amerykański muzyk Branon, malezyjska studentka medycyny Neiro, studiująca w Szkocji, Antonio-podróżnik z Hiszpanii zachwycający się naszym krajem, który odwiedził kilkanaście lat temu, młody niemiecki inżynier z Niemiec i jeszcze jedno prześliczne dziewcze z Francji. Ola zaprezentowała swój francuski i odniosła pe

Przekraczamy granicę ukraińsko-rumuńską

20 kwietnia' piątek. Drastyczna zmiana planów. Nie dojechałyśmy dziś do Braszowa. Z powodu, że Rumunia nie jest w strefie Schengen stałyśmy 2 godz. na granicy ukraińsko-rumuńskiej. Fakt, że jesteśmy z UE nie miał żadnego znaczenia, byłyśmy tak samo kontrolowane jak wszyscy. Kontrole graniczne to zmora. Powinny zniknąć raz na zawsze na całym świecie.  Na nocleg zatrzymałyśmy się w Brosteni (Broszteni). To wioska na trasie do przełęczy Bicaz położna nad malowniczą rzeką Bistrica, przy trasie 17B. Na rzeką bardzo rozrywkowe wiszące mosty. Drogi są jak na razie przyjemnie gładkie, a krótkie łatane wielokrotnie odcinki i sporadyczne dziury można łatwo wybaczyć jak się właśnie przejechało całą Ukrainę. W górach jedzie się więc przyjemnie, a widoki są odlotowe, choć kierowca niewiele z tych cudowności może obejrzeć, bo musi uważać aby nie odlecieć na kolejnym zakręcie, albo nie przejechać zamyślonej krowy. Rumunia wiosną magiczna. Oprócz kwitnących drzew i krzewów, piękna, ornament