Przejdź do głównej zawartości

Brasov, Bran, Sinaia

A teraz kilka słów o hotelu Mirage, w którym przyszło nam dziś nocować.

Położony jest w okolicach Bukaresztu przy trasie nr 1 prowadzącej od Braszowa. Ma 4 gwiazdki. Cena ze śniadaniem 230 lei za pokój dwuosobowy. W pokoju, przyjemnie przestronnym nie ma krzeseł ani foteli. Pokój bardzo źle oświetlony, ciemny właściwie i przy tym dokuczliwy brak światła do czytania. Tylko jedna szafka nocna. Dwie ściany całkowicie przeszklone od wschodu i południa usiłowano zasłonić zasłonami oszczędzając materiału. Świt słońca można więc obejrzeć leżąc w łóżku, tyle że z bólem karku, bo poduszki z kamienia. Część szklanej ściany jest jednocześnie tylną ścianą szafy wnękowej. Osobliwe rozwiązanie - można sobie wyjrzeć przez okno w szafie. W szafie tej kilka "czterogwiazdkowych" wieszaków, takich drucianych prosto z miejskiej pralni.
 

 



W łazience brak wieszaków na ręczniki (!) i nieczynny wentylator. Wanna z zasłonką zamiast prysznica. Prysznic w wannie zainstalowano w taki sposób, że istnieje obowiązek umycia głowy przy każdej kąpieli. Za to nie uświadczysz wody w butelce. Lodówka pusta. Nie skorzystasz rano z basenu, bo czynny jest od 12:00.
Nie zgłosisz usterek przez telefon, bo nie działa.
Każde poprzednie miejsce, w którym spałyśmy, było dwa razy tańsze i dużo wygodniejsze. Taka z tego płynie nauka, że należy zawsze sprawdzić przed podróżą adresy dobrych miejsc noclegowych na trasie przejazdu nie tylko w miejscowościach docelowych.

Obo na zdjęciu czterogwiadkowe śniadanie w hotelu Mirage.

W Braszowie mieszkańcy zgromadzili się na Rynku, aby pobić rekord Guinessa. 1500 osób czyta jedną powieść, każdy po jednym zdaniu. My nie mogłyśmy w tym ciekawym wydarzeniu uczestniczyć, bo nie czytamy po rumuńsku. Kupiłyśmy za to koszulki z napisem Am carte iam Parte - Mam książkę więc biorę udział (w czymś ważnym). Przy okazji promowano kulturę i język rumuński. 







Mamy duże techniczne trudności w publikacji bloga, ponieważ musimy korzystać WiFi, a nie w każdym hotelu działa ono sprawnie. Nie było zasięgu także w hotelu Decebal w Braszowie. Sam hotel, dwugwiazdkowy, taki z poprzedniej epoki, ale idealny dla wycieczek, którym nie przeszkadza smrodek w pokojach, materace o wyraźnej konstrukcji sprężynowej i niedziałające WiFi.
Braszów w gorącą kwietniową niedzielę odebrałyśmy jako cudowne miasto tętniące życiem. Wspaniała starówka, urocze zaułki i pyszne kamienice. Powyżej na wzgórzu zachowane mury obronne z basztą prochową. Można także wjechać na inne wzgórze kolejką linową i obejrzeć panoramę. Nie zdążyłyśmy jednak zasmakować tego miasta w pełni. Udało nam się zobaczyć czarny kościół z XIV w, podobno największa halowa świątynia gotycka w południowo - wschodniej Europie, obecnie funkcjonująca głownie jako muzeum. Kościół był budowany jako świątynia katolicka, potem przemianowany na luterański, jego bardzo znanym proboszczem był renesansowy Johannes Honterus, wyjątkowa postać, mecenas kultury i nauki. Braszów zawdzięcza mu szkołę i mapy Transylwanii. Wnętrze kościoła i detale oryginale, ale nas nie powaliło.
Przepiękna jest natomiast niewielka cerkiew prawosławna Sfanta Adormire a Maicii Domnului z końca XIX wieku, ukryta wśród kamieniczek. Prowadzi do niej oryginalne wejście przez kamienicę w pierzei rynku.

Zamek Draculi w Bran może i wygląda trochę jak dekoracja teatralna, ale jest tak uroczy, że chciałoby się w nim zamieszkać. Wcale nie jest przerażający ani majestatyczny, ani mroczny. Przytulne, jasne i kameralne komnaty. Tysiące zakamarków i schodków. Wszędzie ozdobne kaflowe piece. Misterny detal. Jakoś nie pasuje to wszystko do Draculi.
 

 

 

 

 

 

 



 

 

 

 

 

 

Zamek Peles w w miejscowości Sinaia to z pewnością "perła Karpat". Obejrzałyśmy go tylko z zewnątrz, ponieważ był już zamknięty. Wokół ogród i cały kompleks podobnych budowli, które pewnie służyły celom administracyjnym, a obecnie zajęte są przez luksusowe hotele i restauracje.

Brama prowadząca na dziedziniec kompleksu hotelowego.

Budynek w kompleksie hotelowym.


Detal budynku w kompleksie hotelowym, w ogrodach zamku Peles.
Całe miasto Sinaia to same luksusowe kamienice w podobnym do zamku stylu. Szkoda, że nie zdecydowałyśmy się tam zostać na noc, a zamiast tego wylądowałyśmy w hotelu Mirage pod Bukaresztem.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Halicz i Iwano-Frankowsk

19 kwietnia, czwartek. Nigdy nie należy jechać przez Ukrainę nocą: drogi przeraźliwie dziurawe, samochody prześcigają się w oślepianiu mocą reflektorów, drogowskazy praktycznie nie istnieją, a te które zdecydowano się tam czy tu jednak ustawić nie są odblaskowe, w nocy do odczytania po uprzednim zatrzymaniu się, czyli taki osobliwy nocny znak stop. Z tego to powodu nie dotarłyśmy do miejsca noclegu po rumuńskiej stronie granicy. Około północy zatrzymałyśmy się w Czerniowcach w pierwszym napotkanym hotelu. Keiser to bardzo lubiana tutaj nazwa. Ukraińcy czują wyraźną miętę do czasów austro-węgierskich. W Galicji żyło się chyba lepiej niż znośnie. Drogi z pewnością były lepsze od obecnych, brukowane solidną kostką bazaltową.     W kolejnym dniu swojej podróży obejrzałyśmy pospiesznie katedrę ormiańską we Lwowie, która jest absolutnym hitem, wszystkim co najlepszego mogła wydać kultura ormiańska już XIV wieku kiedy Ormianie stawiali swój kościół za czasów i z wyraź

Sibiu i droga do Oradea

25 kwietnia, czwartek Zatrzymałyśmy się przedwczoraj wieczorem w hostelu Smart na starówce w Sibiu (dwuosobowy pokój 120 lei)- historycznym i urokliwym mieście. Dojechałyśmy tam z Bukaresztu częściowo autostradą A1 i to było miłe doświadczenie i od Pitsti drogą krajową nr 7 i przy tej drodze zobaczyłysmy tę brzydszą twarz Rumunii - biedne wioski z rozsypującymi się starymi chałupami i chałupkami, skądinąd o bardzo ciekawej architekturze, a obok nich na prędce sklecone, pustakowo-betonowe i nieotynkowane, nowe kurioza. Droga krajowa przeważnie mocno patchworkowa, a na niej wozy cygańskie i pełno wałęsających się psów. W hostelu kuchnia pełna międzynarodowego towarzystwa: amerykański muzyk Branon, malezyjska studentka medycyny Neiro, studiująca w Szkocji, Antonio-podróżnik z Hiszpanii zachwycający się naszym krajem, który odwiedził kilkanaście lat temu, młody niemiecki inżynier z Niemiec i jeszcze jedno prześliczne dziewcze z Francji. Ola zaprezentowała swój francuski i odniosła pe

Powrót do Ojczyzny, Krosno

Od Tokaju przemknęłyśmy przez pola uprawne i winnice regionu Tokaj, który ma pow. 5500 ha i 27 miejscowości + 2 na Słowacji i 300 prywatnych piwnic. Wino dojrzewa tu w dębowych beczkach ze specjalnego gatunku węgierskiego dębu. Te wszystkie informacje uzyskałyśmy od przeuroczej właścicielki rodzinnej winnicy w Tokaju. Rodzina ta kupiła w Tokaju ziemię i 500letni budynek, w którym mieszkał król węgierski. Pani oprowadziła nas po swoich piwnicach. Skorzystałysmy także z możliwości degustacji i zakupu wina. Miasteczko Tokaj przeurocze. O tej porze roku puste, niewielu turystów. Liczy zaledwie Ookoło 4 tys. mieszkańców i stopniowo się wyludnia. Młodzież ucieka do większych miast. Ruszyłyśmy drogami 37-39 omijając dziury do drogi krajowej nr 3. Udało nam się zwiędzic bardzo malowniczy zamek Bogo