Przejdź do głównej zawartości

Lwów

18 kwietnia, środa.


Po pierwsze to jestem prze-szczęśliwa, bo wreszcie rozwiązałam problem braku polskich znaków na zewnętrznej klawiaturze do tabletu , na którym piszę tego bloga. Klawiaturę zakupiłyśmy po drodze, bo jeszcze wcześniej odkryłam, że pisanie na ekranie dotykowym dłuższych tekstów to przedsięwzięcie zwiększające w nadmiarze ciśnienie. Teraz jesteśmy uzbrojone po zęby w najnowocześniejszą technologię i wreszcie możemy przekazać z pełnym entuzjazmu zapałem swoje wrażenia.

Na Cmentarzu Łyczakowskim udało nam się posłuchać kilku opowieści polskiego przewodnika. Najciekawsza była ta o Karolu  Szajnochu- polskim historyku, którego prace posłużyły Henrykowi Sienkiewiczowi za bazę do akcji 'Ogniem i mieczem'. Podobno nie powstałaby ta powieść gdyby nie naukowy zapał Szajnocha.

Cmentarz Łyczakowski to od 1786 roku miejsce pochówku znakomitych mieszkańców Lwowa przeróżnych narodowości. Obok na wydzielonym Cmentarzu Orląt i Cmentarzu Wojskowym leżą pospołu polskie orły i ukraińskie sokoły polegli w walkach 1918-1919 po przeciwnych stronach barykady. Trochę to trwało, zanim żywi dostrzegli, że jedni i drudzy polegli za tę samą ideę - swoją ojczyznę.

   





Słynna "Czarna Kamienica" we Lwowie
Najstarsza część Lwowa, którą udało nam się w ciągu kilku godzin zobaczyć, na każdym kroku dostarcza powodu do zachwytu. Absolutnie trzeba tu przyjechać, choćby dla próby zrozumienia zawikłanej historii, która splotła ze sobą tyle różnorodnych narodowości. Dzięki tej rozmaitości mamy miasto niezwykłe, czerpiące z najlepszych wzorców różnych kultur.

Trzeba ogromu funduszy aby przywrócić temu miastu dawny blask, ale  takie pokancerowane i poturbowane przez czas jest rzewnie urzekające właśnie.

Nie chcemy publikować wizerunku Lwowa, który znajdziecie w każdym przewodniku. Chcemy podzielić się swoim zachwytem nad detalami.



           

   

   

   

   

Komentarze

  1. No dobrze. Już teraz udaje mi się komentować.
    Chciałbym powiedzieć , że byłem we Lwowie na cmentarzu Łyczakowskim i wtedy , w 79 roku cmentarz orląt był ogrodzonym płotem betonowym składem kamienia , którego elementy walały się pomiędzy mogiłami a brama była w części zawalona. Oczywiście dla wycieczki chłopców z Augustyna i pani profesor od historii zakaz wstępu był tylko zaproszeniem do sforsowania bylejakiegobogrodzenia z jego licznymi dziurami i w ten sposób znaleźliśmy się w zakazanym przez ZSRR miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Delektuję się każdym postem będę czytał jeden na dzień, żeby za szybko nie przeczytać. Ekstra zdjęcia i dawajcie więcej!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Halicz i Iwano-Frankowsk

19 kwietnia, czwartek. Nigdy nie należy jechać przez Ukrainę nocą: drogi przeraźliwie dziurawe, samochody prześcigają się w oślepianiu mocą reflektorów, drogowskazy praktycznie nie istnieją, a te które zdecydowano się tam czy tu jednak ustawić nie są odblaskowe, w nocy do odczytania po uprzednim zatrzymaniu się, czyli taki osobliwy nocny znak stop. Z tego to powodu nie dotarłyśmy do miejsca noclegu po rumuńskiej stronie granicy. Około północy zatrzymałyśmy się w Czerniowcach w pierwszym napotkanym hotelu. Keiser to bardzo lubiana tutaj nazwa. Ukraińcy czują wyraźną miętę do czasów austro-węgierskich. W Galicji żyło się chyba lepiej niż znośnie. Drogi z pewnością były lepsze od obecnych, brukowane solidną kostką bazaltową.     W kolejnym dniu swojej podróży obejrzałyśmy pospiesznie katedrę ormiańską we Lwowie, która jest absolutnym hitem, wszystkim co najlepszego mogła wydać kultura ormiańska już XIV wieku kiedy Ormianie stawiali swój kościół za czasów i z wyraź

Sibiu i droga do Oradea

25 kwietnia, czwartek Zatrzymałyśmy się przedwczoraj wieczorem w hostelu Smart na starówce w Sibiu (dwuosobowy pokój 120 lei)- historycznym i urokliwym mieście. Dojechałyśmy tam z Bukaresztu częściowo autostradą A1 i to było miłe doświadczenie i od Pitsti drogą krajową nr 7 i przy tej drodze zobaczyłysmy tę brzydszą twarz Rumunii - biedne wioski z rozsypującymi się starymi chałupami i chałupkami, skądinąd o bardzo ciekawej architekturze, a obok nich na prędce sklecone, pustakowo-betonowe i nieotynkowane, nowe kurioza. Droga krajowa przeważnie mocno patchworkowa, a na niej wozy cygańskie i pełno wałęsających się psów. W hostelu kuchnia pełna międzynarodowego towarzystwa: amerykański muzyk Branon, malezyjska studentka medycyny Neiro, studiująca w Szkocji, Antonio-podróżnik z Hiszpanii zachwycający się naszym krajem, który odwiedził kilkanaście lat temu, młody niemiecki inżynier z Niemiec i jeszcze jedno prześliczne dziewcze z Francji. Ola zaprezentowała swój francuski i odniosła pe

Przekraczamy granicę ukraińsko-rumuńską

20 kwietnia' piątek. Drastyczna zmiana planów. Nie dojechałyśmy dziś do Braszowa. Z powodu, że Rumunia nie jest w strefie Schengen stałyśmy 2 godz. na granicy ukraińsko-rumuńskiej. Fakt, że jesteśmy z UE nie miał żadnego znaczenia, byłyśmy tak samo kontrolowane jak wszyscy. Kontrole graniczne to zmora. Powinny zniknąć raz na zawsze na całym świecie.  Na nocleg zatrzymałyśmy się w Brosteni (Broszteni). To wioska na trasie do przełęczy Bicaz położna nad malowniczą rzeką Bistrica, przy trasie 17B. Na rzeką bardzo rozrywkowe wiszące mosty. Drogi są jak na razie przyjemnie gładkie, a krótkie łatane wielokrotnie odcinki i sporadyczne dziury można łatwo wybaczyć jak się właśnie przejechało całą Ukrainę. W górach jedzie się więc przyjemnie, a widoki są odlotowe, choć kierowca niewiele z tych cudowności może obejrzeć, bo musi uważać aby nie odlecieć na kolejnym zakręcie, albo nie przejechać zamyślonej krowy. Rumunia wiosną magiczna. Oprócz kwitnących drzew i krzewów, piękna, ornament