Przejdź do głównej zawartości

Podróży dzień pierwszy.



Niebywała rzecz się stała. O 10:30 Mazda została wyleczona. Gdybym  odwagi i do tego wystaczający zasięg to uściskałabym tego miłego pan z serwisu Mazdy. 
Ruszyłyśmy w trasę o 14:00. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że wszystko przebiega zgodnie z planem.

Po drodze do Lublina, już w województwie lubelskim, jest taka miejscowość o dźwięcznej nazwie Ryki, a w niej tuż przy drodze krajowej 17, kościół neogotycki z pocz. XIX wieku zaprojektowany przez Józefa Piusa Dziekońskiego. W ołtarzu głównym tegoż kościoła można obejrzeć prawdziwe cacko - obraz Leona Wyczółkowskiego "Chrystus na krzyżu", który Oli bardziej przypomina dzieła Witolda Wojtkiewicza, a mnie kompozycję mocno osadzoną w gotyku. Taki mix, oceńcie zresztą sami.
Dalej zawsze zachwycający Lublin, choć kamienice rozpaczliwie czekają w długiej kolejce na fundusze od ostaniej renowacji w 1954 roku. Kolejka od początku XXI wieku posuwa się wolno jakby w służbie zdrowia. 
Wrzucimy tu kilka detali. Archanioł w oknie jednej z kamienic roztacza swą opiekę nad szerokim spektrum szacownych instytucji. 
W Zamościu zastał nas wieczór i katedra była już zamknięta.
Jednakże,  fantazyjne obramienia jej okien, do tego magiczne oświetlenie podkreślające jej zewnętrzną bryłę i cienie drzew rysujące secesyjne wzory na renesansowym boniowaniu zrekompenosowały nam brak dostępu do jej wnętrza. Przedziwna mieszanka. Zapamiętać trzeba Jana Zamojskiego i Bernardo Morando. Ten duet: ówczesny polski biznesman i w artysta stworzyli razem dzieło niesłychane. Całe prywatne miasto zaprojektowano od postaw i wypełniono ludźmi różnych nacji i profesji tak aby stworzyć przestrzeń do rozwoju nauki, kultury, produkcji, rzemiosła i handlu. I udało się to wyśmienicie.

Zamosc, schody ratusza


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Halicz i Iwano-Frankowsk

19 kwietnia, czwartek. Nigdy nie należy jechać przez Ukrainę nocą: drogi przeraźliwie dziurawe, samochody prześcigają się w oślepianiu mocą reflektorów, drogowskazy praktycznie nie istnieją, a te które zdecydowano się tam czy tu jednak ustawić nie są odblaskowe, w nocy do odczytania po uprzednim zatrzymaniu się, czyli taki osobliwy nocny znak stop. Z tego to powodu nie dotarłyśmy do miejsca noclegu po rumuńskiej stronie granicy. Około północy zatrzymałyśmy się w Czerniowcach w pierwszym napotkanym hotelu. Keiser to bardzo lubiana tutaj nazwa. Ukraińcy czują wyraźną miętę do czasów austro-węgierskich. W Galicji żyło się chyba lepiej niż znośnie. Drogi z pewnością były lepsze od obecnych, brukowane solidną kostką bazaltową.     W kolejnym dniu swojej podróży obejrzałyśmy pospiesznie katedrę ormiańską we Lwowie, która jest absolutnym hitem, wszystkim co najlepszego mogła wydać kultura ormiańska już XIV wieku kiedy Ormianie stawiali swój kościół za czasów i z wyraź

Sibiu i droga do Oradea

25 kwietnia, czwartek Zatrzymałyśmy się przedwczoraj wieczorem w hostelu Smart na starówce w Sibiu (dwuosobowy pokój 120 lei)- historycznym i urokliwym mieście. Dojechałyśmy tam z Bukaresztu częściowo autostradą A1 i to było miłe doświadczenie i od Pitsti drogą krajową nr 7 i przy tej drodze zobaczyłysmy tę brzydszą twarz Rumunii - biedne wioski z rozsypującymi się starymi chałupami i chałupkami, skądinąd o bardzo ciekawej architekturze, a obok nich na prędce sklecone, pustakowo-betonowe i nieotynkowane, nowe kurioza. Droga krajowa przeważnie mocno patchworkowa, a na niej wozy cygańskie i pełno wałęsających się psów. W hostelu kuchnia pełna międzynarodowego towarzystwa: amerykański muzyk Branon, malezyjska studentka medycyny Neiro, studiująca w Szkocji, Antonio-podróżnik z Hiszpanii zachwycający się naszym krajem, który odwiedził kilkanaście lat temu, młody niemiecki inżynier z Niemiec i jeszcze jedno prześliczne dziewcze z Francji. Ola zaprezentowała swój francuski i odniosła pe

Przekraczamy granicę ukraińsko-rumuńską

20 kwietnia' piątek. Drastyczna zmiana planów. Nie dojechałyśmy dziś do Braszowa. Z powodu, że Rumunia nie jest w strefie Schengen stałyśmy 2 godz. na granicy ukraińsko-rumuńskiej. Fakt, że jesteśmy z UE nie miał żadnego znaczenia, byłyśmy tak samo kontrolowane jak wszyscy. Kontrole graniczne to zmora. Powinny zniknąć raz na zawsze na całym świecie.  Na nocleg zatrzymałyśmy się w Brosteni (Broszteni). To wioska na trasie do przełęczy Bicaz położna nad malowniczą rzeką Bistrica, przy trasie 17B. Na rzeką bardzo rozrywkowe wiszące mosty. Drogi są jak na razie przyjemnie gładkie, a krótkie łatane wielokrotnie odcinki i sporadyczne dziury można łatwo wybaczyć jak się właśnie przejechało całą Ukrainę. W górach jedzie się więc przyjemnie, a widoki są odlotowe, choć kierowca niewiele z tych cudowności może obejrzeć, bo musi uważać aby nie odlecieć na kolejnym zakręcie, albo nie przejechać zamyślonej krowy. Rumunia wiosną magiczna. Oprócz kwitnących drzew i krzewów, piękna, ornament